Dzień 260. Zrobiłem sobie krzywdę w ogrodzie...
- autor
- 4 sie 2019
- 3 minut(y) czytania
Wciąż się uczę zasad permakulturowych - na przykład, do niedawna układałem na grządkach jedynie słomę. Niby dobrze, bo ewidentnie tam gdzie ją układałem gleba była, nawet w największe upały, wilgotna. Jednocześnie - niby źle, bo sama słoma posiada w sobie aż 75-krotność pierwiastka węgla w stosunku do azotu...
Czy to ważne?

Poprawna odpowiedź - zależy jakiego efektu się oczekuje. Jeżeli długofalowego, to postąpiłem idealnie, jeżeli szybko zauważalne, to nie mogłem zrobić sobie większej krzywdy...
Mi zależało, by akurat w tym miejscu, było to natychmiastowe działanie, więc... summa summarum, chyba jednak niechcący zrobiłem źle.
Materiały ubogie w azot (słoma, gałęzie, trociny, liście, węgiel) - rozkładają się długo i powodują w początkowym okresie spadek plonów. Pewnie dlatego w tym roku warzywa rosną nam takie liche...

Poniżej wyjaśniam chemiczno-biologiczne kwestie. Jeżeli nie macie ochoty na naukowe wywody, zapraszam na koniec strony.
***
Materiały wysoko-azotowe (obornik, gnojówka, pokrzywy i inne rośliny zielone, ale także martwe zwierzęta) sprawiają, że poziom materii organicznej w glebie szybko rośnie, ale również i szybko spada. To trochę tak, jak efekt pobudzenia po kawie - koncentracja w krótkim czasie szybuje w górę, by "po chwili" lecieć w dół - na łeb, na szyję.
W wysoko-węglowej materii jest odwrotnie, gdyż węgiel "wciąga" dużą ilość dostępnego w glebie azotu, fosforu i potasu. Innymi słowy "wysysa" je z gleby, uniemożliwiając prawidłowy rozwój roślin.
Ale niekoniecznie jest to tragedią, jak mogłoby się początkowo wydawać... Materia z dużą ilością węgla (w stosunku do azotu) rozkłada się dłużej - to prawda. Pobiera również ważne pierwiastki z ziemi, ale nie powoduje przecież, że one wyparowują!
Zarówno słoma, jak i drewno po pewnym czasie rozkłada się na czynniki pierwsze, uwalniając z powrotem do gleby wszystkie zawierające w sobie pierwiastki (a więc i "ukradziony" między innymi azot, fosfor i potas). Zysk nad materiałami wysoko-azotowymi jest jednak taki, że łatwiej doprowadzić do trwalszego zwiększenia poziomu materii organicznej w glebie. O dziwo, największe efekty w tej dziedzinie ma węgiel (kamienny, brunatny, jak i drzewny).
Jeżeli ktoś się pokusi o takie wykorzystanie węgla, to proponuję moczyć go przez 2-3 tygodnie w gnojowicy, gnojówce, albo choćby i w moczu. Potem dodać go do gleby. Ze względu na jego powolne utlenianie w glebie, efekty działania dużych dawek utrzymują się ok. 8 lat, a jeśli zrezygnujemy z przekopywania i jednocześnie będziemy dostarczać ściółkę nawierzchniowo, to ten efekt będzie trwały. Niesamowite, prawda?
Dla poglądu kopiuję tabelkę z proporcjami węgla (C) do azotu (N) w poszczególnych materiałach:
Materiały bogate w węgiel:
Zrębki drzew 400:1
Karton 350:1 Trociny 325:1 Gazety 175:1
Igliwie sosen 80:1 Łęty kukurydzy 75:1
Słoma 75:1
Liście 60:1
Łupiny od orzeszków ziemnych 35:1 Odpady od owoców 35:1
Materiały bogate w azot:
Mocz 0,8 :1
Lucerna 12:1
Obornik 15:1
Wodorosty morskie 19:1
Fusy kawy 20:1
Odpady kuchenne 20:1
Ścinki traw 20:1 Koniczyna 23:1
Siano 25:1
Resztki warzyw 25:1
Chwasty 30:1 Odpady ogrodnicze 30:1
***
Wracając do naszego ogródka.
Wg przedstawionej powyżej wiedzy, rozkładając między grządkami samą słomę doprowadziłem do dodatkowego zubożenia i tak już ubogiej w składniki pokarmowe, gleby. I patrząc na rachityczne rzodkiewki i marchewki, a zwłaszcza pory, pietruszki i selery, jestem w stanie bez zająknięcia uwierzyć w każde słowo powyżej.

Wszystko przez to, że wiosną, kiedy zacząłem tworzyć warzywne grządki, nie dysponowałem ani zbyt dużymi zasobami wolnego czasu, ani surowców do poprawnego wzbogacenia gleby. Odbywało się to raczej na zasadzie - "pomacham łopatą, to się rozgrzeję", czy też: "muszę się wyluzować, to powożę taczką ziemię".
I rzeczywiście, tak to wyglądało. W przerwach robót budowlanych, czy też wpadając na chwilę na działkę, wyciągałem narzędzia ogrodnicze i ryjąc w górze ziemi (pochodzącej z wykopu pod dom), wznosiłem lekko podniesione grządki. Jedynym surowcem, którym ówcześnie dysponowałem, były bele słomy.
Z biegiem czasu dowiedziałem się, że warto pod spód grządek układać kartony. Kartony nie dość, że izolują od rosnących w tym miejscu chwastów, to jeszcze przyciągają dżdżownice (posiadają dużą ilość celulozy). Że dżdżownice są niezbędne do utrzymania żyznej gleby, mam nadzieję, że nikogo przekonywać nie muszę. Kartony oczywiście w kolorze kartonu - a więc niebielone, bez nadruków, bez taśmy klejącej, naklejek i elementów plastikowych. Jak się dobrze porozglądacie w sklepach spożywczych, to takie zobaczycie i dostaniecie za darmo.
Tak jak na początku postu napisałem, w końcu dotarło do mnie, że nisko-azotowe materiały należy uzupełniać materią, która zawiera dużo tego pierwiastka. Zacząłem rozglądać się za surowcami, które mógłbym mieszać ze zgromadzoną słomą. Miałem z tym nie lada problem, bo kosić u mnie nie za bardzo jest co. Spora część działki jest zadeptana, a tam gdzie bujnie plewią się chwasty, to kosić nie chciałem - kwitnące na żółto, niebiesko i biało rośliny miło urozmaicają przestrzeń.

Któregoś dnia zobaczyłem, że sąsiad skoszoną trawę pakuje na wywóz, w worki. Od tej pory mam pierwszego dostawcę "azotu". Zacząłem też baczniej rozglądać się po sąsiedztwie, czy aby ktoś jeszcze nie chce się pozbyć poszukiwanych przeze mnie skarbów natury.

Comments