Zaległa historia...
- autor
- 17 mar 2019
- 2 minut(y) czytania
Było to... jakiś miesiąc temu. Zaczęły się pierwsze cieplejsze dni, puściła zmarzlina, droga dojazdowa w ciągu dnia się uplastyczniała, a właściwie, by być szczerym - upłynniała... Reszty się pewnie domyślacie. Nadszedł dzień, kiedy nie byłem już w stanie stamtąd wyjechać...

Po 3 godzinach nocnych prób musiałem się pogodzić. Samochód zawisł i nie dało się go ruszyć z miejsca.
Samochód utknął na 3 dni, bo tyle czasu trzeba było, by zgrać moją wolną chwilę, z wolną chwilą traktorzysty. Wcześniej na ratunek przyjechał SUV, ale sam tam o mało nie utknął na amen.
Trzy dni bez auta, to na tyle poważna lekcja, by jednak zacząć doceniać problem wiosennych roztopów...

Nigdy jeszcze nie zakopałem samochodu, dlatego byłem przekonany, że po wszystkim zostanie mi tylko porządne umycie karoserii. BŁĄD! Nie obyło się bez wyważania kół, system wspomagania kierownicy czasami się dziwnie zachowuje, uszkodziłem najprawdopodobniej jedną z plastikowych osłon pod spodem. Dlatego...
Drogie dzieci - nigdy nie róbcie tego!
Lekcja pokory zaowocowała pracami związanymi z utwardzeniem drogi. Nikt nie jest w stanie powiedzieć ile kamieni polnych dokładnie w nią poszło, ale najprawdopodobniej było to w granicach 30 ton, w dużej mierze ręcznie(!) ładowanych, a już na pewno układanych na drodze.

Droga, niczym wyschnięty potok górski... Skojarzenie to nasunęło mi się podczas prac wyrównawczych.
Sam bym tego oczywiście nigdy nie był w stanie zrobić, dlatego na łamach tego posta składam wszystkim zaangażowanym, wielkie podziękowania!

Jak pomyślę ile bym musiał zrobić kursów własną przyczepką... Mam szczęście do dobrych ludzi.
Czy od tamtego czasu zmieniła się droga? Tak. Ciężki sprzęt dowożący materiały budowlane wprasował kamienie w glebę.

Droga "utwardzona" dojeżdżającym ciężkim sprzętem. Pompa, dwie betoniarki i 20 palet bloczków na ciężarówce z przyczepą muszą wystarczyć.
Comments