Czas mija...
- autor
- 5 sie 2017
- 1 minut(y) czytania
Czas mija i to okrutnie szybko. Tik tak, tik tak... Wskazówki zegara zataczają po raz "n-ty" swój okrąg, a kartki z wirtualnego kalendarza opadają, niczym zeschnięte liście w trakcie listopadowej wichury. Tik tak, tik tak...
Frustruje mnie to od pewnego czasu i dlatego mam wkurw. Tak po ludzku, zwyczajnie. Ot, moment słabości... Wkurw #!@$!@$!!!
Już tak blisko, już niemal na wyciągnięcie ręki, a jednak... Fatamorgana. Trzy, dwa, jeden, oddech, uff... Już dobrze. Już lepiej... Trzeba optymistycznie patrzeć w przyszłość. Trzy, dwa, jeden, oddech, uff...
Trzy tygodnie temu wspomniałem, że rozmawiamy z architektem nt. adaptacji projektu. Trzy tygodnie... Trzy tygodnie! Co się w tym czasie zmieniło?
- Już oficjalnie, z umową i zaliczką, nasza P. architekt robi nam adaptację budynku (z niemal wszystkimi zmianami, jakie chcieliśmy);
- Jeśli tylko pogoda pozwoli, niedługo na terenie naszej działki będą żniwa i będziemy mogli zabierać się za utwardzanie drogi dojazdowej;
- Mamy wstępny harmonogram na kolejny etap załatwiania formalności - do końca sierpnia zakończenie adaptacji, do końca października pozwolenie na budowę, do końca roku posiadanie kredytu bankowego... Trzymamy kciuki, by się to nie poprzesuwało w czasie i... by nie było innych niespodzianek.
PS. Uwagi na przyszłość - przypilnuj, by wszystkie otrzymane dokumenty z urzędów miały wszystkie pieczątki. Wszystkie dokumenty z pieczątkami zabierz do architekta. To pozwoli uniknąć Ci niepotrzebnych dodatkowych przejazdów tam i z powrotem.
PS.2 Na razie koszty (biurokracji) wyniosły nas 4.000 zł

Commentaires