top of page
  • Black Facebook Icon

Trochę się działo...

  • Zdjęcie autora: autor
    autor
  • 8 lut 2018
  • 2 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 21 lip 2019

Miało być tak, że wpisy są na bieżąco, ale... nie są ;] Pora więc trochę tu uzupełnić.


1) Dostaliśmy w końcu pozwolenie na budowę. I to już jeden, a może nawet i dwa miesiące temu - kto by jednak to teraz liczył, gdy inne sprawy na głowie?


2) Od razu, jak tylko dostaliśmy z urzędu potwierdzenie, ruszyliśmy ze staraniem się o kredyt. No i... nie jest tak różowo, jak miało być, bo nadal nasza doradczyni kombinuje, jak ten temat ugryźć. W szczegóły nie wchodzę, ale chyba już mentalnie przyzwyczajamy się do myśli, że budowę prowadzić będziemy bez kredytu...


3) Jedną z rzeczy, które trzeba było przygotować do kredytu był kosztorys budowlany. Robiłem go... dłuuugo. Wręcz kilka nieprzespanych nocy na to poszło. Po pierwsze, chciałem poznać rzeczywiste orientacyjne koszty budowy, a po drugie, chyba nie do końca rozumiałem po co jest i jak go wykonać?

Po wielodniowej analizie kosztów, wieeeeelogodzinnym grzebaniu w internecie i kilku rozmowach z fachowcami gotowy kosztorys został na koniec pokreślony i przepisany od nowa - z nonszalancko obniżonymi, mniej więcej o połowę, kosztami materiałów i robót budowlanych. Tak, macie racje - budżet się mocno nie spinał...


4) Okazało się, że przespaliśmy temat doprowadzenia energii, dzięki czemu moglibyśmy mieć prąd o kilka miesięcy wcześniej. By było ciekawiej, nasza karta awaryjna - czyli sąsiedzi, od których chcieliśmy w międzyczasie brać prąd (tzw. samopomoc sąsiedzka :), wyprowadzili się i zrobiło się dziwnie mało możliwości... Jeszcze nie wiem, jak my to zrobimy, ale (łącznie z powyższym kredytem), tak czy inaczej budowę zamierzamy zacząć w tym roku!


5) Przyjechali z wodociągów i doprowadzili nam wodę do działki. Ogólnie jesteśmy z tego powodu mocno zadowoleni, tym bardziej, że koszt (kilkunastu tysięcy złotych) nas ominął, niemniej dojazd do działki został tak zmiksowany z gliną, że teraz to już do nas chyba nic nie dojedzie. Chyba, że czołg.


6) I w ten sposób doszedłem do tematu dzisiejszego posta - sposobu utwardzenia drogi dojazdowej. Plan był prosty - zadzwonić do gminy, a oni - zgodnie z obietnicą - nam ją utwardzą. Niestety, wieść gminna niesie, że to, że gmina nam obiecała, wcale nie oznacza, że kiedykolwiek tak się stanie.


Dlatego rozpoczęliśmy opracowywanie alternatywnego rozwiązania - do utwardzenia drogi wykorzystamy kamienie polne, których jest tu bez liku (jakieś kilkanaście - kilkadziesiąt metrów sześciennych). Po pierwszych stronach internetowej lektury wiem już, że na samym wrzuceniu kamieni w glinę się nie zakończy. Ma ktoś pomysł, jak równie tanim kosztem rozwiązać problem?


źródło: Nasza Swojska Chata

Comments


bottom of page