I have a dream...
- autor
- 22 sie 2023
- 4 minut(y) czytania
Dawno, dawno... dawno temu, czyli kilkadziesiąt lat temu (kiedy to miałem inne gusta muzyczne) jedną z moich ulubionych piosenek było "I have a dream", czyli utwór o takim samym tytule, jak dzisiejszy wpis...
Czemu ta nostalgiczna wzmianka powyżej? Bo odczuwam kryzys związany z założeniami jakie sobie narzuciłem i niemocą sprawczą (i organizacyjną), by trzymać się wyznaczonego kursu, by spełnić marzenie swojego życia. Muszę się więc zmobilizować i przypomnieć sobie, po co to wszystko. A Wy, przy okazji dowiecie się o tym i owym, a przy dobrych wiatrach mi w tym pomożecie. Tak to sobie wymyśliłem, a co! Tak się składa, że niemal tak samo dawno temu, jak słuchany przeze mnie wspomniany utwór muzyczny, pojawiło się we mnie przekonanie, że chcę swoje życie spędzić niestandardowo. Rozważałem bycie leśnikiem (żeby mieszkać w lesie), podróżnikiem (żeby odkrywać świat - nawet jeśli tylko ten, co jest za następnym zakrętem), filmowym dokumentalistą (żeby przeżywać przygody z poznawania ciekawych miejsc i ludzi), hodowcą (żeby mieszkać na odludziu), bacą (żeby mieszkać jeszcze bardziej na odludziu), właścicielem noclegowni dla podróżników (żeby być bliżej ludzi), i tak dalej, i tak dalej. Jak widać, marzenia były różne i często wykluczające się nawzajem. Niemalże 15 lat temu, w kulminacyjnym punkcie mojej podróżniczej przygody, kiedy to niemal ciągiem pokonałem 2000 km skuterem (50 cm3 pojemności), 6000 km autostopem i 1000 km pieszo, doszedłem do wniosku, że jest to idealny moment, by ostatecznie zdecydować się, którą drogą chcę potoczyć swoje dalsze losy. Wybór nie był łatwy, bo zależało mi wtedy na dwóch skrajnie odległych wariantach: szlajać się po świecie lub prowadzić osiadły tryb życia na własnej farmie. To prawdopodobnie właśnie wtedy pojawiła się bardzo wczesna (ale niezwykle atrakcyjna) wizja Naszej Swojskiej Chaty. Co prawda ówcześnie skłaniałem się ku innej nazwie (zdaje się, że miały to być "Samotne 3 dęby") i raczej inaczej ją sobie wizualizowałem niż ostatecznie wyszło, ale ziarnko padło na bardzo podatny grunt. Decyzję podjąłem i od tamtej pory konsekwentnie (co nie oznacza, że prosto) podążałem do celu. Piętnaście lat, to szmat czasu i mnóstwo przygód przeżytych w międzyczasie. To też wielu poznanych nowych ludzi, z których niektórzy potrafili zaimponować, a nawet zarazić swoimi pasjami. W ten sposób z wymyślonej wcześniej drewniano-kamiennej chaty z rosnącymi 3 dębami obok - koniecznie gdzieś na odludziu, pojawił się biały domek stylistycznie nawiązujący do dawnej architektury, na skraju kaszubskich pól i rozrastających się przedmieść trójmiejskiej aglomeracji. Zamiast wymyślonych 3 ha łąk, mamy kilka arów mozolnie zagospodarowywanej ziemi. Zamiast wolności w wyborze spędzenia dni, miesięcy, lat - mamy niekończącą się walkę, jak wszystko pospinać organizacyjnie, by ze wszystkim nadążyć. Maniakalne wręcz dążenie do spełnienia marzenia sprzed półtorej dekady, przyniosło efekty, ale i ogrom niedosytu. Niedosytu, który sprawia, że to nie może być koniec tej drogi. Niby marzenie się spełniło - ja, jako importowany mieszczuch żyję na wsi, mam wokół siebie najbliższych, biedy nie klepie, pracę mam ciekawą. Patrząc wstecz - osiągnęliśmy z Moją Panią P. (i dzięki innym dobrym duszom) dużo, żeby nieskromnie napisać, bardzo dużo, ale... co jakiś czas COŚ się we mnie budzi, wije, drażni i ponagla. Wciąż COŚ jest (bardzo) nie tak!
Od niedawna wiem co to jest - jakby to głupio nie zabrzmiało, czuję bardzo wyraźny ZEW ZIEMI. Dzięki internetowym i książkowym opowieściom wiem, że to wołanie budzi się u wielu osób. Nie jest to nic nowego, takie historie opowiadali ludzie, którzy zmienili swoje życie dopiero co, jak i kilkadziesiąt lat temu. Objawia się zazwyczaj podobnie: w pewnym momencie swojego życia pojawia się uczucie tak silne, tak dosłowne, że nie mogąc się oprzeć rezygnowali z wszystkich przyjemności miasta, rezygnowali z wysokopłatnych stanowisk w korporacjach, porzucali swoje przyzwyczajenia - by w słońcu, deszczu i śniegu, być blisko tej, która co wiosnę rodzi nowe życie (a w wersji bardziej chrześcijańskiej - by wreszcie usłyszeć Tego, co do nas ciągle mówi, ale Go najczęściej nie słychać). Z wielu powodów aktualnie Nasza Swojska Chata nie zmieni swojej lokalizacji geograficznej - bo Nasza Swojska Chata to miejsce w naszym sercu, a nie na mapie. Ba! Być może nigdy do tego nie dojdzie, bo się okaże, że nie będzie takiej potrzeby. Jedno jednak jest pewne. Jeśli "mam nie oszaleć", jakieś zmiany będą musiały nastąpić. Jedną z najważniejszych i jednocześnie najtrudniejszych moich odpowiedzi na to całe wołanie jest próba uzyskania uprawnień rolniczych, by mieć możliwość ewentualnego zakupu ziemi rolniczej w przyszłości. Najtrudniejsza, bo kucie wiedzy jakoś nieszczególnie uspokaja moje wnętrze (działać - nie ślęczeć znowu przy biurku(!)), presja kurczącego się czasu na dokończenie nauki jakoś tym razem nie pomaga, a świadomość, że to uprawnienie niekoniecznie kiedykolwiek mi się przyda... niestety działa nad wyraz demotywująco. Z drugiej strony, próbując zaspokoić oczekiwania mojego wewnętrznego JA, działanie ukierunkowałem również na rozwijanie wiedzy praktycznej w ramach uprawy (i hodowli) ekologicznej. Tak całkowicie na serio, bez żadnego pitu-pitu, to zacząłem dopiero w tym roku i właśnie od dyni i cukinii (wspominałem już kiedyś o tym). I już wiem, że w następnych latach chciałbym to kontynuować. Zwiększyć areał, zwiększyć sprzedaż. Jednocześnie uprawę chciałbym rozwijać o kolejne gatunki warzyw. I teraz pora na meritum, czyli w czym możecie mi pomóc? Jeśli znacie kogoś, kto byłby zainteresowany żywnością uprawianą ekologicznie - na własny stół, na kanapki szkolne dla dzieci, do punktów gastronomicznych, gdzie liczy się przede wszystkim smak i zdrowie (a nie najniższa cena), to proszę o kontakt przez Nasza Swojska Chata na facebooku, albo w drodze korespondencji mailowej na blog@naszaswojskachata.pl. Podajcie, jakie produkty Was interesują, czy sporadycznie, czy w sposób ciągły - tak, by planując uprawy na przyszły rok, spełnić Wasze oczekiwania.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie każdy chce się babrać w ziemi - zwłaszcza po godzinach. Wiem, że jeszcze mniej osób jest chętnych, by zrezygnować ze stałej pensji, ale oczywiste jest też to, że wśród nas są tacy, którzy chcieliby zjeść smacznie i zdrowo.
Czekam na info. Ciao!
Comments