top of page
  • Black Facebook Icon

Rudy przybłęda, co to sms-y czytał

  • Zdjęcie autora: autor
    autor
  • 8 sie 2023
  • 4 minut(y) czytania

Dzisiejszy tekst powstał zainspirowany historią umieszczoną na kanale "Sposób na wieś" przez Dariusza Jaworskiego [-> klik]. Polecam przeczytać, bo opisuje rudzielca z mniej znanego oblicza.


Rok temu, a było to właśnie jakoś w sierpniu, pojawił się ON. Młody, smukły, początkowo lękliwy, acz z każdym następnym spotkaniem coraz odważniejszy - rudzielec. Początkowo przemykał po zmroku między krzewami, także słyszałem jedynie tajemniczy szelest. Trzymał dystans skubany. Zaintrygowany powtarzającymi się codziennie o tej samej porze hałasami zacząłem czatować z latarką.


Dopiero po kilku dniach udało mi się dostrzec dwa szybko poruszające się tuż nad ziemią świetliki... które po krótkiej chwili były niemal na wysokości moich oczu. Nie jestem (aż tak) strachliwy, więc szybko zacząłem analizować sytuację. "Świetliki" to odbite od oczu światło mojej latarki, skoro poruszały się tuż nad ziemią, to zwierzę musi być wielkości kota lub psa, a skoro znalazły się wysoko, to znaczy że zwierzę wskoczyło na... mój własny kompostownik. Mlaskanie utwierdziło mnie w przekonaniu, że mam rację, ale tajemniczego zwierzęcia nie udało mi się zobaczyć. Próba zbliżenia się do niego wywołała jego ucieczkę.


Następnego dnia zająłem pozycję blisko kompostownika. Nie kryłem się, nie udawałem, że mnie tam nie ma, bo z własnego doświadczenia wiem, że lis ma bardzo czuły węch (kiedyś już miałem spotkanie z lisem - rudy nie widział mnie, a jednak wywęszył z odległości +/- 50m). Po prostu robiłem jakieś ogrodowe rzeczy blisko wyznaczonego miejsca. Byłem też uzbrojony w mocniejszą latarkę. Pracowałem i czekałem na tajemniczego gościa...


Oczekiwanie opłaciło się, ponieważ tym razem zwierzę zaakceptowało mniejszy dystans między nami i udało mi się go nawet nagrać. A że typ był na tyle bezczelny, że przebiegł w odległości zaledwie 2 metrów ode mnie, nagrany film mogłem uznać za wyjątkowo udany. Byłem pod wielkim wrażeniem. Ja eksportowany mieszczuch dostąpiłem zaszczytu zażycia bliskości z dzikim zwierzęciem na wsi!


Wzajemne kontakty były coraz bardziej... Nie wiem, jak to opisać. Lisek przyzwyczaił się do mojej obecności i choć był na tyle samozachowawczy, że nie pozwolił sobie na całkowitą beztroskość, to jednak odważył się na moment podejść do mnie na odległość pół metra. Pewnie pomogła mu w tym pozostawiona przez moją pociechę kanapka, która przypadkowo (bo nawet nie wiedziałem, że się tam znajduje) leżała obok mnie...


To było najbliższe i ostatnie takie spotkanie.


Czy było bezpiecznie? Tak. Nie. Jak zwykle, to zależy. Lis nie miał objawów wścieklizny, był po prostu młody i nieopierzony - nie wiedział, że człowiek może być niebezpieczny. Jednocześnie oswajając go ze swoją obecnością sprawiłem, że zrobił się jeszcze bardziej bezczelny, czego doświadczyło wiele, wiele osób. Jednemu sąsiadowi niemal codziennie załatwiał się wprost przed drzwiami, innemu kradł kury, a nam... wszedł do środka domu. A było to tak.


Była gorąca sierpniowa noc. Okna otwarte, drzwi tarasowe otwarte, a i tak ciężko było wytrzymać. Światła pogaszone, by krwiopijcze bzyki nie naleciały do środka. Jest cicho, bo nasze pociechy już śpią. Odpoczywamy po całodziennym upale i wykonanych obowiązkach. Moja Pani P. leży na sofie przeglądając informacje w telefonie, ja gdzie indziej - robię swoje sprawy. Nagle krzyk, jakiś harmider, coraz głośniejszy wrzask. I dźwięk szybkich uderzeń pazurków o podłogę. Takich jakie tylko pies (lub lis) może wywołać, gdy się rozpędza na śliskim podłożu...


Wpadam do salonu i próbuję się rozeznać w sytuacji. Moja Pani P. skacze na sofie. Zwierza nie ma. Po chwili słyszę historię, jak to cichcem rudy wszedł do środka i skradał się po salonie. Widać go nie było, bo ciemno, ale mimo to kątem oka żona wyłowiła jakiś ruch. Myślała, że to kotka sąsiadów (która patroluje również nasz ogród w poszukiwaniu nornic i innych myszowatych). Ale kiedy poświeciła latarką i zobaczyła dzikiego lisa w środku domu, wpadła w popłoch i narobiła rabanu. W sumie zabawna historia, ale nie dziwię się reakcji.


Po tym wydarzeniu zaprzestałem prób integracji z młodzieńcem. Zrozumiałem, że spotęgowałem negatywne zachowania dzikiego bądź co bądź zwierzęcia. Mijały tygodnie, szczudłowaty przybysz przemieniał się coraz bardziej w dorosłego osobnika. Obstawiam że znalazł również partnera/partnerkę, bo raz zobaczyłem ich razem. Ten MÓJ jadł coś tuż przy drodze i niespecjalnie mu było do ucieczki, mimo że zatrzymałem obok samochód. Ten obcy trzymał się dużo dalej, a zatrzymanie auta sprawiło, że jeszcze bardziej zwiększył między nami dystans.


W sezonie zimowym wielokrotnie widziałem go we wczesnych godzinach rannych na naszej działce. Często siedział i patrzył się(?), nasłuchiwał(?), węszył(?) w dal. Jak go mijałem, jadąc samochodem do pracy, to nie zwracał na mnie zbytniej uwagi. Jakoś tak od stycznia, lutego zaczęły docierać do nas informacje o nagminnych kradzieżach drobiu. U jednego tylko rolnika zniknęło 10 kur, w tym jeden dorodny kogut. Wiem, że dał się we znaki wielu gospodarzom, wiem że w ruch poszły legalne i mniej legalne sposoby na pozbycie się szkodnika. Czy zginął pod kołami samochodu, wpadł w sidła, żywołapkę, czy może został zastrzelony przez myśliwego? Nie wiem i pewnie się nigdy nie dowiem.


Wiem, że było to dla takiego wiejskiego świeżaka, jakim wciąż jestem, niezwykłe spotkanie. Wiem jednak też, że moje ochy i achy narobiły krzywdy samemu zainteresowanemu. Lisku - przepraszam Cię za to!



[...]


Mam nadzieję, że spodobał się Wam powyższy tekst. Jeżeli mieliście własne przygody z dzikimi zwierzętami, to podzielcie się, chętnie poznam Wasze przemyślenia na ten temat.


Tymczasem do następnego wtorku!



Ciao!


 
 
 

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
Bestia ze wschodu

Zgodnie z zapowiedziami, dopadła nas bestia ze wschodu, czyli inaczej mówiąc, siarczysty mróz od kilkunastu już dni trzyma nas wszystkich...

 
 
 
Zimowa apokalipsa

Patrząc na historię swoich wpisów, jeszcze w listopadzie prorokowałem, że tej zimy nie będzie zimy... I co? Były już dwie. Na przełomie...

 
 
 
Boże Narodzenie (cz.2)

Witajcie ponownie. Tydzień temu rozpisałem się na temat wierzeń i zwyczajów starożytnych ludów dotyczących przesilenia zimowego. Zapewne...

 
 
 

Comments


bottom of page