Wróg - ślimak. Historia walk i nasze patenty
- autor
- 13 wrz 2023
- 6 minut(y) czytania
To trzeci i ostatni w tej serii wpis na temat ślimaków. Pierwszy był o ślimakach nagich, drugi o ślimakach hodowlanych. Dzisiaj zapraszam na opowieść, jak z nimi walczyliśmy (i nadal walczymy).
W czasach, kiedy na miejscu Naszej Swojskiej Chaty rosło jeszcze zboże, to ślimaków było tu nie dużo, bo i warunki raczej nie były dla nich sprzyjające. Ale już pierwszego roku po przejęciu, kiedy nie było tu nic zasiewane, kiedy pionierzy zaczęli zasiedlać naszą ziemię (mam tu na myśli perz, mniszek lekarski, rdest, owies głuchy, itd.), kiedy nie było tu nic pryskane, ani koszone - czyli po prostu, zaczęło tu być zielono, ślimaki ruszyły zasiedlać naszą ziemię. W naszej najbliższej okolicy znajdowało się oczko wodne, trochę dalej moczary, po sąsiedzku łąka i roślinność między polna. W pewnym momencie pojawiła się hodowla ślimaków jadalnych. Miały skąd iść do nas...
Pierwsze lata, to pierwsze próby ogrodnicze i nierówna walka z przerażającą armią żarłoków. Wieczorne spacery z latarką w ręku wokół budowanego domu za każdym razem kończyły się zebraniem kilkuset ślimaków. Każdego wieczora, każdej nocy, którą poświęciłem na ich szukanie, znajdowałem około kilograma tych bezkręgowców. Jedno okrążenie, potem drugie, bardzo często i trzecie i za każdym razem znajdowałem ich tak dużo, jakbym jeszcze tam nie zbierał. Z początkowego pakowania ich do zamykanych pojemników, przeszedłem na metodologię dekapitacji na miejscu. Pamiętam, że to właśnie wtedy doznawałem wielokrotnego szoku na widok obgryzanych przez ich pobratymców ścierw, które pozostawały po moim spacerze.
Kolejne sezony wegetacyjne to stabilizowanie się równowagi przyrodniczej. Pojawia się inna roślinność - zarówno sadzona przeze mnie, jak i pojawiająca się samoczynnie. Okolica zaczyna być zabudowywana, znika oczko śródpolne, zostajemy odcięci od terenów bagiennych. Wprowadzam do ogrodu patenty permakulturowe, z których najistotniejszym jest budowanie barier z wysypanych zrębek. Pojawiają się zwierzęta: ptaki zaczynają lądować w trawie i pożerać lokalne smaczki. Czasami mignie mi żaba, ropucha, a nawet i jaszczurka. Raz byłem świadkiem odwiedzin jeża...
Moje nocne patrole wykazują, że liczebność mięczaków nieco spadła. Nadal noszę ze sobą szpadel, nadal pod butami mi chrupie lub mlaska, ale widzę progres. Pojawia się nadzieja.
Ostatnie lata zdominowane były przez suszę i to ona poczyniła największe sukcesy. Ślimaków było dużo mniej, wykonywane sporadycznie nocne patrole wykazywały jednak, że nie zniknęły całkowicie. A nigdy-nie-wyrosłe warzywa, w tym zwłaszcza nigdy-nie-wyrosła fasola tyczna - która miała pokryć konstrukcję wigwamu (jako atrakcja dla dzieci) wskazywały, że to co udało mi się zobaczyć, to tylko wierzchołek prawdziwej góry lodowej. Ślimaki czekały w ukryciu, rozmnażały się, zwierały szeregi. Niczym partyzantka, szykowały się do zadania dotkliwego ciosu. Rosły w siłę, czasami dokonując jawnych akcji dywersyjnych, zazwyczaj jednak ukrywając rosnącą swoją potęgę.
Aż nadszedł 2023 rok. Mokry, deszczowy rok. Ukrywająca się armia ruszyła na łowy. Ogród wręcz zaczął "chodzić". Zatrudniona w połowie roku para kaczek nie wyrabiała się z ilością dostępnego pokarmu. Było tego tyle, że mogły wybrzydzać - brzuchy i tak im pękały z przejedzenia. Niczym za początków mojej obecności tutaj, znowu uruchamiam nocne patrole, które kończą się każdorazową rzezią. Za dnia, gdzie nie spojrzeć leżą schnące truchła... W połowie sierpnia podejmuję decyzję o dokupieniu kaczek. Wspólnymi siłami ograniczamy plagę. Wybitnie pomogła nam też aura. Przestało padać - przestały tak masowo się pojawiać. Wiem, że ta walka nigdy się nie skończy. Natura obdarzyła ślimaki niesamowitą mocą rozmnażania, ale odkąd mamy kaczki widzę prawdziwe światełko w tunelu. Zresztą, całkowite wyeliminowanie ślimaków jest bardzo dużym błędem (nawet gdyby było to realne). Bo z nimi, to jak z mszycami - jeśli je pokonasz, to na chwilę. Jak ich nie będzie, to z głodu poucieka albo zginie wszystko, co nimi się żywiło. Jak nie będzie drapieżników, to plaga znowu się pojawi. I znowu przez kilka lat będą nie do opanowania... PS.
Poniżej wypisałem metody opanowania plagi ślimaków z własną opinią na ich temat. Z części już korzystałem, z części nigdy nie będę, co do niektórych być może kiedyś się przekonam. Mam nadzieję, że poniższy zbiór komuś się przyda:
ZBIERANIE RĘCZNE - można samemu, można "wynająć tanią siłę roboczą", czyli w formie zabawy lub edukacji finansowej poprosić o to dzieci. Metoda najbardziej czasochłonna, ale przy względnej chociaż systematyczności, dająca przyzwoite efekty (sprawdzone).
DEKAPITACJA - a bardziej dosłownie zabijanie na miejscu (przecinanie, nabijanie, zgniatanie - zależnie od trzymanego w ręku narzędzia). Dokładnie tak samo czasochłonne, jak powyżej, ale brak potem problemu co zrobić ze ślimakami (wysypanie sąsiadowi żywych ślimaków to żadne rozwiązanie). Jest to metoda bardziej ekologiczna, niż poprzednia (truchła użyźniają glebę, są pokarmem dla padlinożerców). Do tej metody nie zaliczam posypywania solą (szkodzi życiu glebowemu), polewania wrzątkiem (szkodzi życiu glebowemu), ani jakąkolwiek chemią, czy olejem (szkodzi życiu glebowemu).
KACZKI - rewelacyjna metoda. Są pocieszne, nie wymagają dużej uwagi, karmi się je raz na kilka dni (mając karmidła nasypowe), wodę uzupełnia się na bieżąco (u mnie też co kilka dni), w kaczniku sprzątam raz na 1-2 miesiące (raz w tygodniu dosypuję im tylko świeżej ściółki). Kwestia tylko każdorazowego wypuszczenia ich do ogrodu, a wieczorem zamknięcia na noc. Kosztowo nie wychodzi tragedia, zwłaszcza jak się ma warunki do ich przechowywania. Ja nie miałem, a i tak inwestycja zamknęła się w kilkuset złotych, włącznie z zakupem kaczek i karmy, zbudowania woliery i kacznika (czytaj, jak tanio zrobić kacznik -> [klik] ). Do ślimaków nagich wyjątkowo polecane są kaczki biegusy.
PUŁAPKI NA ŚLIMAKI - nie testowałem, więc nie wiem jak się sprawdza, ale we wszelkich poradnikach mocno reklamują. Koszt pułapek to kilkanaście złotych, więc wydawałoby się, że metoda idealna. Ale taka raczej nie jest. Do pułapek albo daje się truciznę - wtedy jest ryzyko, że ptaki lub inne zwierzęta połkną takiego ślimaka i same się zatrują (dla mnie ryzyko nie do zaakceptowania), albo nalewa się do niej piwo. Piwo w wyniku fermentacji wydziela kuszącą woń, która ściąga wrogów naszego ogródka z odległości (stu)kilkudziesięciu metrów. Gdzie? Do naszego ogródka, czyli właśnie tam, gdzie nie chcemy by one były. Czyli przyjmując optymistyczne założenie, że ślimaków jest wszędzie po równo, sprawię że u mnie będzie więcej, niż u sąsiadów. Dla mnie bez sensu. Jednak jeżeli się mylę, to dajcie znać.
BARIERY OCHRONNE POZIOME - stosuje się różne i różniaste. Sypie się sól (pamiętajcie, że sól zasala glebę!), wapno, fusy kawy, ziemię okrzemkową i popiół drzewny (węglowy jest promieniotwórczy!) - wszystkie te metody działają do pierwszego deszczu / wiatru. Sypie się również potłuczone skorupki jajek, trociny i zrębki. Są też tacy, co stosują chemię (truje nie tylko ślimaki), taśmy miedziane, czy okrywy wełniane (swoje kosztują). W naszym ogrodzie stosowaliśmy tylko popiół, trociny i zrębki i z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że żadna z tych metod nie daje 100% skuteczności, ale rzeczywiście ogranicza przemieszczanie się ślimaków. Najlepiej oceniam zrębki, oczywiście dopóki są suche. Trociny też są super, ale jak zaczynają się wichury, to zmieniają swoje położenie. Popiół znika przy niewielkim wietrze...
BARIERY OCHRONNE PIONOWE - w odróżnieniu od poprzedniego akapitu, ta metoda odnosi się do odseparowania roślinności za pomocą bariery pionowej. Taką barierą może być specjalna siatka ogrodowa (w tańszej wersji firanka o drobnych oczkach lub włóknina o niskiej gramaturze), którą narzuca się na wygięte pałąki (tyczki z węgla szklanego w wersji droższej lub rurki pex w wersji tańszej). Powstaje wtedy coś na wzór inspektu, tyle że zamiast folii jest ww. siatka. Wady? Deszcz może spływać po powierzchni zamiast nawadniać grządkę, trzeba podnosić całą konstrukcję lub tylko siatkę (w zależności od budowy) w celu podlania i wypielenia grządki, a jeżeli jakiś ślimor przedostanie się do środka, to już zostanie tam do końca.
BROŃ BIOLOGICZNA - podobno od kilku lat dostępny jest preparat zawierający nicienie, które są pasożytami ślimaków. Rozmnażają się one w ciele ofiar i w krótkim czasie doprowadzają do ich śmierci. O tej metodzie dowiedziałem się jednak dopiero teraz, kiedy to na potrzeby artykułu chciałem uzupełnić swoją wiedzę, więc na ten temat się nie wypowiem. Wiem jednak, że nicienie można zakupić także do walki z innymi szkodnikami, więc to nie jest taka całkiem nowa metoda.
---
Na koniec anegdotka, która zapadła mi w pamięć, a o której być może już wspominałem. Na jednym ze spotkań permakulturowych (w USA), pewna kobieta zapytała jak ma walczyć ze ślimakami, które opanowały jej ogród? Prowadzący wykłady dał jej olśniewającą odpowiedź: "Pani nie ma za dużo ślimaków, Pani ma za mało kaczek"... Jest jeszcze za wcześnie na dokonywanie własnych kategorycznych ocen, ale póki co, z obserwacji wpływu własnej hodowli na lokalną populację mięczaków wyciągam podobne wnioski.
PS. 2
W trakcie pisania tego postu wyszukałem dla Was najtańsze przykłady opisywanych przeze mnie produktów. Może się tak zdarzyć, że za jakiś czas oferty będą już niedostępne, albo konkurencja będzie miała jeszcze tańszą ofertę. Nie jestem w stanie monitorować na bieżąco poczynań sprzedawców, dlatego w razie wystąpienia wyżej opisywanych sytuacji, przepraszam. Niemniej gdybyście jednak zdecydowali się na zakup któregoś z polecanych przeze mnie przedmiotów, będzie mi miło, jeśli skorzystacie z tych konkretnych ofert - prowizja z polecenia zasili fundusz na rozwój NaszaSwojskaChata.pl
Na dzisiaj to koniec. Do następnego, ciao!
Comments